Start arrow Goldenote arrow Testy i recenzje - BLUENOTE arrow Bluenote Mini Koala i S1 - test Audio Video 2/2008
Bluenote Mini Koala i S1 - test Audio Video 2/2008

TESTY SPRZĘTU Odtwarzacz CD Bluenote Mini Koala i wzmacniacz zintegrowany S-1

Akrylowe czołówki, nietypowe rozwiązania techniczne i niebanalny charakter brzmienia – oto propozycja nowej na naszym rynku firmy Bluenote

Historia włoskiej firmy Bluenote sięga 1994 roku, kiedy to grupa ludzi zaangażowanych w podwykonawstwo dla wielu znaczących firm postanowiła opracować własne konstrukcje, przenosząc doświadczenia zdobyte w sektorze highendowym do produkcji bardziej przystępnych cenowo urządzeń. W1997 roku pojawiają się gramofony, ramiona, wkładki, wzmacniacze i głośniki. Trzy lata później wprowadzana jest ambitniejsza i droższa linia urządzeń Villa, skierowana na bardziej wymagające rynki amerykański i dalekowschodni.

BUDOWA

Dostarczone do testu urządzenia okupują początkowe pozycje w cenniku. Obydwa wykonano w tym samym stylu. Wzornictwo bazuje na czarnym akrylu, srebrnych manipulatorach i metalowych obudowach polakierowanych na czarno, spoczywających na gumowych stopkach. Wzmacniacz sprawia wrażenie bardziej zaawansowanego produktu, i to nie tylko za sprawa wyższej ceny czy sporego ciężaru. Odtwarzacz wydaje się za to bardziej filigranowy, choć ma takie same wymiary obudowy. Poza tym, od strony funkcjonalnej, wzmacniacz S1 jest w istocie stereofoniczna końcówka mocy dual-mono, wyposażona w obrotowy przetacznik wejść i regulację głośności. Do S-1 można podłączyć sześć źródeł (jedno wejście może współpracować z gramofonem analogowym z wkładka MM lub MC, po uprzedniej rozbudowie), w tym magnetofon lub inny rejestrator – jest wyjecie do zapisu. Opcjonalnie przewidziano możliwość wbudowania gniazda słuchawkowego, tuż nad wyłącznikiem sieciowym na ściance tylnej. Ponadto znajdziemy tam jeszcze dwie pary złoconych zacisków głośnikowych i gniazdo sieciowe IEC. Na ściance przedniej zaś panuje wzorcowy porządek i minimalizm – tylko dwie duże gałki i jedna kontrolka.

Po zdjęciu górnej pokrywy ukazuje się nam ciekawy widok. Nasza uwag´ zwracają dwa stosunkowo niewielkie, jak na integrę, transformatory sieciowe. Są to klasyczne jednostki z rdzeniami EI o mocy zaledwie 50 VA każdy. Współpracują z mostkami prostowniczymi złożonymi z 6-amperowych diod (każdy kanał ma osobny prostownik) i pojemnościami filtrującymi 4700 μF / 63 V (cztery sztuki). Cały tor sygnałowy umieszczono na jednej dużej płytce drukowanej, do której na metalowych słupkach przykręcono także masywne radiatory. Mimo że nie nagrzewają się prawie wcale, producent umieścił na każdym z nich wyłącznik termiczny, wkraczający do akcji, gdy temperatura przekroczy 80oC (odłączenie napięcia zasilania sieciowego). Na każdym radiatorze znalazła się para darlingtonow mocy TIP142/TIP147 wraz z tranzystorem stabilizacji termicznej BD139. Część wstępna końcówki mocy wykorzystuje klasyczny wzmacniacz różnicowy ze wspólnym statycznym źródłem prądowym, natomiast dalsze stopnie pracują w konfiguracji kaskadowych wzmacniaczy różnicowych podpartych szeregowo połączonymi lustrami prądowymi. Dzięki takiemu rozwiązaniu uzyskano takie same zmiany napięcia w obu szynach zasilających przy znacznych impulsach pobieranego z zasilacza prądu. Dalej sygnał trafia do driverów TIP31/32 spolaryzowanych dioda Zenera 3,9 V. Pomijając oficjalne deklaracje producenta odnośnie wkładu intelektualnego, należy zauważyć wyraźne podobieństwo zastosowanej konfiguracji do wewnętrznej topologii stosowanej we wzmacniaczach operacyjnych AD829 (używanych m.in. przez Grahama Slee) oraz do koncepcji wykorzystywanej w urządzeniach brytyjskiego NVA (Nene Valley Audio). Różnice dotyczą polaryzacji tranzystorów mocy i typu zastosowanego regulatora głośności – są więc niewielkie. W S-1 pracuje błękitny Alps 2 x 50 kΩ z silnikiem. Ciekawostka jest wbudowany, ale fabrycznie nieobsadzony scalakami (pojedyncze wzmacniacze operacyjne zasilane z }20 V, np. OP37), stopień phono MM/MC. Przełącznik wyboru wkładki znajduje się od spodu urządzenia. Uaktywnienie tej części układu wymaga jednak kontaktu z dystrybutorem.

Na tle wzmacniacza konstrukcja odtwarzacza wygląda zdecydowanie mniej oryginalnie. Niemniej jednak Mini Koala może się podobać, głównie za sprawa wyglądu zewnętrznego, sugerującego znacznie wyższą ceną niż w rzeczywistości. Zastosowano klasyczne rozmieszczenie poszczególnych elementów – z szuflada po lewej i wyświetlaczem po prawej stronie. Centralną część okupują przyciski funkcyjne z wyodrębnionym w górnym szeregu wyłącznikiem sieciowym. Bardziej skomplikowane operacje możliwe są z poziomu zwyczajnego plastikowego nadajnika zdalnego sterowania (pilot od wzmacniacza jest okrągły, aluminiowy). Tajemniczy napis na przedniej Ściance Digital Versalite Source, tłumaczy zdjęcie górnej pokrywy W środku znajdziemy bowiem konwencjonalny odtwarzacz DVD-Video (czytnik jest niestety toporny), z którego wykorzystano jedynie część audio dla kanałów przednich i uzupełniono firmowymi modułami Zero-Clock (redukcja jittera) i Electro-Power (układ monitorujący prędkość obrotową płyty). Pozostałe kanały i część wideo pozostają niewykorzystane, mimo wlutowanego w płytkę drukowaną gniazda HDMI (!). Za konwersję cyfrowo-analogową odpowiada przetwornik delta-sigma CS4360 a w stopniach wyjściowych pracują popularne scalaki 4558.

  

BRZMIENIE

Opinia I

Recepta Bluenote na dźwięk jest prosta — ma być on czysty, szybki i gładki. Pod pewnymi względami przypomina dyspozycję dźwiękową wspomnianych wzmacniaczy brytyjskich spod znaku NVA, ale nie do końca. Podczas gdy te ostatnie potrafiły być dosadne aż do bólu, Bluenote nie przesadza z kategorycznością i spektakularnymi skokami głośności. Także w ilości oddawanych szczegółów wydaje się bardziej oszczędny. Czyżby wpływ stalowej obudowy i potencjometru ze ścieżką wykonaną z przewodzącego plastiku? Być może. W kategoriach ogólnych wzmacniacz wydaje się zdecydowanie ciekawszą pozycją od odtwarzacza. Ma po prostu większy potencjał brzmieniowy. Oferuje dobrze zrównoważony charakter dźwięku i ładnie nakreśloną stereofonię. Niskie składowe charakteryzują się dobrą kontrolą i zróżnicowaną barwą. Nie są przy tym specjalnie ocieplone ani nie mają twardej natury. Ze względu na umiarkowaną moc wyjściową i wydajność prądową nie zaskoczą nas erupcją energii. O wiele lepiej o nich wypada zakres tonów średnich. Jest gładki i spójny, bez oznak szklistości w wokalach, choć z pewnością przydałoby się lepsze różnicowanie odcieni. Zszycie z sopranami nie wymaga specjalnego komentarza. Wszystko odbywa się sprawnie, bez udziału naszej uwagi. Wysokie tony są dobrze zespolone z resztą pasma, mają ładną barwę i całkiem dobrą detaliczność. Zjawiska przestrzenne budowane są realistycznie. Bez wybujałej ekstrawagancji czy powiększonych wymiarów sceny. Większość zdarzeń muzycznych rozgrywa się tuż za linią głośników w niezbyt długiej perspektywie. Organizacja i czytelność planów są bez istotnych zastrzeżeń. Nieco oszczędniej w wyrazie wypada dynamika i różnicowanie nagrań.

Odtwarzacz Mini Koala jest jednym z tych źródeł, które nigdy nie zabrzmią zbyt ostro i agresywnie. Dla osób słuchających muzyki tylko wieczorem po pracy może być urządzeniem docelowym, choć w zestawieniu z innym wzmacniaczem niż firmowy efekt nie będzie tak przyjemny. (LI)

Opinia II

Trudno jednoznacznie określić charakter systemu Bluenote. Jeśli jednak miałbym się zastanawiać, czy bliżej mu do urządzeń analitycznych w rodzaju Rotela, NAD-a, czy do ocieplonych jak Musical Fidelity, skłoniłbym się ku tym drugim. Nie jest to raczej system starający się wydobyć wszelkie szczegóły tak, by ukazać je w pełnej krasie i pochwalić się niezwykłą rozdzielczością. Niemniej trudno mu też zarzucić jakieś specjalne ocieplenie. Tym bardziej że w pełnym systemie urządzenia zdają się grać trochę inaczej niż wtedy, gdy potraktujemy je osobno. Podłączywszy do wzmacniacza Si znacznie droższy odtwarzacz Accuphase DP-500, otrzymałem brzmienie znacznie bardziej płynne, ale trochę przyciemnione. Z odtwarzaczem Koala równowaga tonalna była bliższa temu, co słychać zazwyczaj, co raczej sugerowałoby, że lepiej nie kombinować i kupić system w całości. Z firmowym odtwarzaczem wydawało mi się, że brzmienie jest trochę żywsze i jakby lepiej artykułowane, choć rozdzielczość była z pewnością dużo gorsza.

Jeśli jest jakaś cecha wyróżniająca zestaw Bluenote, to chyba ogólna harmonia, jaką osiągamy w pełnym systemie. Obydwa urządzenia zdają się nawzajem maskować swoje wady i końcowy efekt jest całkiem przyjemny. Brzmienie jest całkiem naturalne, niemniej brakuje mu chyba jakiegoś wyrazistego akcentu. Cechy, która ostatecznie sprawiłaby, że warto się zdecydować właśnie na takie, a nie inne brzmienie. Bo w tej cenie znajdziemy kombinacje bardziej muzyka 1- ne, bardziej przestrzenne, bardziej analityczne. Bluenote to niezły przeciętniak. Nie razi ewidentnymi wadami, ale też nie wyróżnia się na tle licznych konkurentów. (RM)

KONKLUZJA

Oto system dla indywidualistów ceniących nietypowe rozwiązania, czysty dźwięk i stonowaną elegancję. Z głośnikami o efektywności powyżej 89 dB z powodzeniem nagłośni pomieszczenie do 20 m2. Zwolennicy mocniejszego uderzenia dysponujący sporymi pomieszczeniami mogą odczuć niedosyt. Godny uwagi jest wzmacniacz S-1, oferujący przestrzenny dźwięk o wysmukłej barwie. Najpoważniejsza jego wada to ograniczona moc, a ściślej: wydajność prądowa. Głośniki o impedancji spadającej pon iżej 4 omów i niedużej efektywności należy z góry wykluczyć. Firmowe źródło dobrze do wzmacniacza pasuje, choć pod względem technicznym nie zachwyca.

 
© 2008-2011 www.mojeaudio.pl
Designed by REMI_COM (Remigiusz Gąsiorowski)

Moje Audio - ul. Sudecka 152, 53-129 Wrocław