Odtwarzacz sieciowy (pamięci stałych, serwer, czy jak tam nazwać tę nową kategorię urządzeń) to coś relatywnie (w porównaniu z ponadstuletnią karierą winylu i niemal trzydziestoletnią Compact Disc) nowego w krajobrazie hi-fi. Przez miesiąc, w czasie którego słuchałem odtwarzacza sieciowego DSS 30 Tube (Digital Static Source) włoskiej firmy Blacknote, przeszedłem chyba przez wszystkie etapy oswajania tej nowej technologii, na jakie jest narażony (niestety) audiofil przyzwyczajony do korzystania z nagrań odtwarzanych z pamięci fizycznych – płyty gramofonowej, CD, SACD (DVD-Audio) czy taśmy szpulowej. Odtwarzacze w rodzaju DSS zmuszają bowiem do rewizji wielu, podświadomie zakodowanych zwyczajów, rytuałów i po prostu praktyki.
Tak się złożyło, że w ostatnich miesiącach wielokrotnie pisaliśmy o produktach związanych z plikami muzycznymi, np. przy okazji przetwornika D/A Wavelenght Brick, a w tym samym numerze znajdą Państwo test odtwarzacza Majik DS firmy Linn, która ten typ urządzeń, z jakim mamy do czynienia, wymyśliła i która odpowiedzialna jest za jego popularyzację.
Po raz pierwszy miałem możność posłuchania plików przez odtwarzacz tej firmy (Klimax DS – ‘DS’ pochodzi od ‘Digital Stream [Player]’) w czasie wystawy High End 2008 w Monachium. Wprawdzie wcześniej to tu, to tam brałem udział w podobnych pokazach, ale dopiero tam miało to ręce i nogi i porównanie było naprawdę dobrze przygotowane. To, co usłyszałem było alarmujące: Klimax DS zagrał lepiej niż ikona Linna, ukochany przeze mnie odtwarzacz CD12 Sondek tej firmy. I to z plikami 16/44,1, zgranymi do zewnętrznej pamięci (dysk twardy). Przy plikach 24/96 z Klimaxa kontra SACD z Unidiska 1.1 przewaga tego pierwszego była jeszcze większa. Szybkie przejście z Unidiska na CD12 i porównanie plików spakowanych w bezstratnym kodeku FLAC w postaci 24/96 było jeszcze bardziej szokujące. Myślę, że to był ten moment, w którym zacząłem gorączkowo myśleć o tym problemie i kiedy zaczęła się rekonfiguracja, że tak powiem, mojego myślenia o odtwarzaniu muzyki.