Od razu chciałbym przeprosić wszystkich tych, którzy czekali na relację ze spotkania, na którym walczyliśmy z nowymi kablami sieciowymi Mexcel 7N-PC9300 firmy Acrolink. Spotkanie było arcyciekawe, wyczyściło nasze konta (w sumie kupiliśmy chyba ze sześć nowych kabli). Nawet to zeszło jednak na dalszy plan wobec wydarzeń ostatniego tygodnia. Jak informowałem we wstępniaku, miał się z nami spotkać niespodziewany gość. I udało się – w środę, 12 maja spotkaliśmy się w Krakowie z panem Kazuo Kiuchi, właścicielem Combak Corporation, firmy, do której należą takie marki, jak: Reimyo, Harmonix, Bravo! i Enacom.
Jak
się okazało – nie tylko, ale o tym za chwilę. I to o tym spotkaniu, o
tym, co mówił jest ta relacja.
W każdym razie – jeszcze raz przepraszam za tę nagłą zmianę planów –
sprawozdanie z wynikami odsłuchu Acrolinków już w czerwcu.
Ale tak być musiało – pan Kiuchi należy obecnie do ścisłej elity
świata audio, przynajmniej jeżeli chodzi o źródła cyfrowe (z systemem
CDT-777+DAP-999EX) czy wzmacniacze lampowe (system CAT-777+PAT-777).
Także jego kable Harmonix, elementy tuningujące, jak podstawki itp. są
znane i cenione. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że pan Kiuchi zbudował
w ten sposób kompletny system – od ‘A’, a więc od płyt, do ‘Z’, czyli
do kabli sieciowych i akcesoriów. Dwie rzeczy w tym ostatnim zdaniu
natychmiast wymagają wyjaśnienia i sprostowania. Najpierw sprostowanie:
pan Kiuchi o swoich „akcesoriach” mówi tak:
„Generalnie tego typu rzeczy, jak podstawki, stopy, stoliki, maty
tłumiące drgania itp. traktuje się jak akcesoria, jako coś dodatkowego. W
takim ujęciu to elementy podrzędne, które można dowolnie dodawać,
zmieniać itp., niezależnie od tego, z jakiej są firmy i do jakiego
systemu je chcemy dodać. Elementy Harmonixa nie są akcesoriami, dla mnie
to po prostu kolejny element systemu, równoważny z innymi.”
No to poszedł pan po bandzie, że tak powiem… Zdanie to rzucone tak po
prostu, będące częścią prospektu promocyjnego, częścią strony
internetowej itp. byłoby co najwyżej ciekawostką i próbą uzasadnienia
wysokiej ceny tego typu elementów. A te w Harmonixie są naprawdę bardzo
drogie. Prawie, jak inne elementy systemu – i tutaj pan Kiuchi miałby
rację w tym, co mówił. Zaraz potem opowiedział jednak o tym, dlaczego
tak jest. Przedstawił nam po prostu filozofię stojącą za wszystkim co
robi.
Jej częścią, może i oczywistą, ale nigdy nie realizowaną z tak
żelazną konsekwencją, jest pojmowanie systemu jako jednej, organicznej
całości – od nośnika (w tym przypadku płyty CD), aż po kolumny (albo
kable sieciowe, w zależności od tego, gdzie widzimy ten drugi koniec).
Rzecz niby prosta, tyle że, jak mówię, używana niemal zawsze tylko jako
hasło, jako „wytrych”, mający ładnie komponować się z innymi
wypowiedziami. Pan Kiuchi traktuje to jednak serio. Jak mówi:
„Dla mnie elementy systemu są odpowiednikami poszczególnych organów
człowieka. Popatrzmy na mnie – mam głowę, ręce i nogi, a w środku wiele
narządów. Wszystkie muszą współdziałać ze sobą, muszą się ze sobą
„zgadzać”, żebym był zdrowy, żebym się dobrze czuł. Co więcej – energia
przepływająca przeze mnie, energia z kosmosu, wnikająca przeze mnie do
ziemi nie może mieć na drodze żadnych oporów, musi płynąć bez przeszkód.
Wierzę, że jesteśmy częścią czegoś większego – przyrody, wszechświata –
i żeby wszystko z nami było OK. musimy żyć z nimi w harmonii, musimy
reagować na ich puls.
Proszę popatrzeć na mój odtwarzacz – obudowa to skóra, płytki to organy
wewnętrzne. Ja też mam płuca, mam wątrobę, serce. W taki sam sposób
traktuję elementy składowe odtwarzacza i generalnie urządzeń.”
Widzą to państwo? To kwintesencja wschodniej mentalności i filozofii
życia. W tym, co pan Kiuchi mówił nie było cienia egzaltacji, nie było
żadnego ściemniania – on naprawdę tak uważa. Co więcej – tak też żyje.
Zaraz przejdę do produkowanych przez niego urządzeń, jednak najpierw
powiem słowo o tym, o czym mówił na początku – o swoim ciele.
Podstawą do dobrego projektu jest dla właściciela Reimyo, ale i dla
większości japońskich producentów, jest własne zdrowie, własne ciało. To
nie jest przesada – nasz gość jest bowiem mistrzem kendo, jednym z
najbardziej znanych w Japonii, posiadającym 4. Dan, uczący innych, a sam
ćwiczący od dziecięctwa. To dla niego prawdziwe życie, to dla niego
kwintesencja życia, dająca mu to, czego szuka: równowagę w ramach
swojego ciała, spokój itd. Dopiero ktoś z takim nastawieniem z
wewnętrznym spokojem i równowagą może, według tej filozofii, starać się
stworzyć coś dobrego. Inaczej będzie to tylko nieudana próba: dobre może
pochodzić tylko od dobrego; harmonia może wyjść tylko od kogoś, kto sam
ją posiada. Czy może być lepsze potwierdzenie filozofii stojącej za
produktem? Pan Kiuchi potwierdza ją swoim życiem.
Wynika z tego jasno, że wszystkie elementy systemu muszą ze sobą
odpowiednio współgrać. I to jest właśnie zadanie stojące przed
konstruktorem – najpierw trzeba wymyślić dobry układ, a potem tak to
wszystko poskładać, żeby zagrało się z resztą:
„Wszystko w moich produktach ma swój sens, ma swój cel („purpose”).
Wszystko ma swoje znaczenie. Staram się myśleć o najmniejszych nawet
szczegółach, bo to one często decydują o końcowym wyniku. Weźmy dla
przykładu wygląd tego odtwarzacza. Oczywiście podstawą są istniejące
produkty, nie żyjemy w próżni i odtwarzanie muzyki tu i teraz wymaga
dostosowania się do tego, co wiemy. Ale ważne jest to, co z tym zrobię.
Weźmy dla przykładu ten odtwarzacz – każdy element został przeze mnie
przemyślany. Z każdym muszę się czuć się dobrze, wszystko musi być tak
zestawione, tak to wszystko musi grać, tak wyglądać, żeby słuchanie
muzyki nie było niczym zakłócone. Nie mogę czuć między wykonawcą i mną
niczego. Jeśli zwracam uwagę na coś poza muzyką, to znaczy, że jest źle,
że muszę coś zmienić. Dlatego też nie mam całej serii urządzeń, a tylko
jeden system, najlepszy, jaki jestem w stanie przygotować. Weźmy dla
przykładu coś innego – skrzypce Stradivariego, albo Guarneriego. Każdy z
tych instrumentów brzmi inaczej, nawet jeśli pochodzi z sąsiadujących
ze sobą lat. Wszystkie brzmią jednak wybitnie – słodko, z ogromnym
wolumenem, w gęsty, nasycony sposób. Mimo że – powiedzmy to – nie ma już
„oryginalnych” Stradivarich i Guarnerich, bo przecież każdy z tych
instrumentów ma sporo lat i dawno nie brzmi dokładnie tak, jak kiedy
wychodził z warsztatu mistrza. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak grały,
kiedy były nowe. Teraz to po prostu stare instrumenty. Ale wciąż są
genialne i niedoścignione. Dlaczego? Kiedy stukniemy palcem skrzypce w
różnych miejscach, zwykłe skrzypce za każdym razem zabrzmią inaczej –
inaczej z przodu, z boku, a jeszcze inaczej, kiedy stukniemy w główkę.
Miałem do czynienia z kilkoma skrzypcami Stradivariego i Guarneriego –
każde były inne, ale wszystkie powtarzały to samo – stuknięcie w
którekolwiek miejsce skutkowało niemal niezmienionym dźwiękiem, jego
charakter za każdym razem był identyczny. Jestem pewien, że jeśli każda
część instrumentu „brzmi” inaczej, generuje to zniekształcenia. Nie da
się z kilkunastu różnych brzmień złożyć dobrego dźwięku, to zawsze
będzie wypadkowa. Stradivari inaczej – to amplifikacja, dodawanie się
tego samego dźwięku. Tak samo jest, tak wierzę, z systemem audio – każdy
element musi współgrać z innym. Tylko w taki sposób można zbudować coś
prawdziwego.”
I wszystko jasne… To można oczywiście wymyśleć samemu, po kilku
kieliszkach dobrego wina. Ale właśnie dzięki temu, że widziałem
człowieka, który to mówi, że znam jego historię, że znam wreszcie jego
urządzenia, wiem, że to było prawdziwe. Po prostu prawdziwe. Nie mówię,
że to jedyna metoda, że tylko taka się sprawdzi, bo przecież są
urządzenia spoza Japonii, projektowane w klasyczny, „zachodni” sposób,
grające znakomicie. Ale… No właśnie – znam system Combaka, znam pana
Kiuchi i widzę, że coraz bardziej do mnie to przemawia, że nawet zwykłe
dopuszczenie do świadomości tego, co mówił nasz gość spowodowało, że
poczułem większy spokój. A zresztą – przecież znają państwo japońskie
urządzenia (myślę o rodzinnych firmach, nie o korporacjach). Jeśli tak,
to wiecie, że rzeczywiście coś w tym jest. Nieprzypadkowo w pewnych
dziedzinach to właśnie ludzie z Wysp Japońskich są mistrzami. Czy
zastanawiali się państwo, dlaczego znakomita większość producentów
wkładek gramofonowych, ale tych najlepszych, pochodzi właśnie stamtąd?
Dlaczego jeśli mamy coś wspólnego z lampą, to właśnie Japończycy mają
często najważniejszy głos w tej dziedzinie? A płyty? – przecież tzw.
„japończyk”, tj. płyta wytłoczona w Japonii, najlepiej pyta mini LP to
synonim płyty wzorcowej, szczególnie jeśli chodzi o CD. Myślę, że
kluczem jest tu traktowanie wszystkich szczegółów na równi, na
traktowaniu produktu jako całości, a nie zbioru poszczególnych etapów
produkcji, części, elementów itp.
No właśnie – płyty… Napisałem wcześniej zdanie, w którym miałem coś
sprostować i coś wyjaśnić. Sprostowanie już jest: produkty Harmonixa nie
są „akcesoriami”, a pełnoprawnymi elementami systemu (przynajmniej w
ramach filozofii pana Kazuo). Teraz przejść do wyjaśnień: mówiąc o
kompletnym systemie „od ‘A’ do ‘Z’” owo ‘A’ przyporządkowałem płytom.
Nieprzypadkowo. Dużym zaskoczeniem dla mnie, ale chyba i dla innych
uczestników spotkania, była informacja, że Kazuo Kiuchi jest
współwłaścicielem patentu XRCD. I że uczestniczył w dużej części sesji
masteringowych w tej technologii przeprowadzonych. A jakiś czas temu sam
zajął się produkcją kolejnych tytułów. Na spotkanie przyniósł kilka
ostatnich swoich projektów, wśród których były m.in.:
- Karajan, Adagio, Deutsche Grammophon,
- Gil Shaham/Goran Söllscher, Paganini For Two, Deutsche
Grammophon
- Bruce Katz Band, Mississipi Moan, Master Music
- Diana Krall, All For You, Impulse!
Wszystkie wydane oczywiście jako płyty XRCD24 (K2). Pan Kiuchi ma więc
dźwięk taśm-matek we krwi i wie, do czego dążyć w swoim systemie. I to
dlatego, choć wcześniej ta zależność była dla mnie niejasna, przy
masterach XRCD, korzysta się z kabli sieciowych Harmonixa. I dopiero TO
się nazywa „od ‘A’ do ‘Z’”.
Spotkanie z kimś takim, jak pan Kiuchi to duże przeżycie, ale i
ogromna nauka. Tym bardziej chciałbym więc podziękować Gospodarzom
spotkania, w domu których się ono odbyło, pani Agacie i panu Piotrowi!!!
Co ważne, nieprzypadkowo to właśnie oni je organizowali – na co dzień
słuchają właśnie tego systemu, tyle że z pojedynczym wzmocnieniem. Co
chyba będzie się musiało w najbliższej przyszłości zmienić... Pani Agata
jest aniołem, którego życzę każdemu audiofilowi – czy wystarczy , jeśli
wspomnę, że system audio jest dla niej równie ważny, jak dla jej męża i
że pod jego kątem pozwoliła urządzić swój salon? Każdy, kto musi iść na
kompromisy w tej mierze z rodziną wie, że wystarczy. Było pięknie!
Na sam koniec powiem więc coś jeszcze: słyszeliśmy coś, czego nie
powinno być. W ofercie Harmonixa znajdziemy m.in. swego rodzaj naklejki
na płyty CD (RF-1100, cena 240 zł za 8 szt.!), mające – ponoć –
poprawiać dźwięk. Nigdy do tego typu „czarów” nie przykładałem wagi,
stąd od roku leżą u mnie na półce, nierozpakowane tzw. „piegi” tego
producenta – małe krążki, mające poprawiać akustykę pomieszczenia. Nie
mogę się jakoś przełamać, żeby je wypróbować. To samo pewnie byłoby ze
wspomnianymi naklejkami. Pan Kiuchi zaskoczył nas jednak demonstracją
ich działania:
„Obracająca się z prędkością 200-500, mniej więcej, obrotów na
sekundę płyta CD wytwarza drgania powietrza, które wracają do niej,
nakładają się i powodują drgania płyty o wysokiej częstotliwości,
wpływające na poprawną pracę napędu. Naklejka je likwiduje.”
Do sprawy jeszcze muszę wrócić, ale to, so usłyszeliśmy było jak
bajka – rzeczywiście dźwięk był znacznie lepszy – głębszy, lepiej
zróżnicowany, ze słodszą górą. Nie będę tego rozwijał. Każdy musi
przynajmniej spróbować tego samodzielnie. To trzeba usłyszeć, żeby w to
uwierzyć. „Just Amazing!”
W skład systemu weszły:
Organizatorzy:
Pani Agata i Pan Piotr
Combak
Corporation
Moje Audio
Chillout
Studio
źródło: "High Fidelity"
tekst: Wojciech Pacuła
|