Start arrow Aktualności arrow Gramofon Funk Firm Flamenca w teście The Absolute Sound
Gramofon Funk Firm Flamenca w teście The Absolute Sound
To będzie najdziwniejsza recenzja jaką Państwo do tej pory czytali.
Gramofon Funk Firm Flamenca
Taniec na dwóch nitkach
Spencer Holbert

Jednym z najpiękniejszych zdarzeń w życiu audiofila jest znalezienie znakomitego, świetnie grającego produktu , który na dodatek nie rujnuje domowego budżetu. Dla entuzjastów samochodów marzących o Bugatti, rozwiązaniem jest Camaro – także świetny samochód, ale o znacznie lepszym stosunku wartości do ceny. Turbodoładowanie dostarcza dodatkowej mocy i dreszczyku emocji związanej ze sportowym trybem jazdy, ale wybrane rozwiązania sprawiają, że posiadanie tego samochodu jest zdecydowanie bardziej ekonomiczne. Rynek high-endowych sprzętów audio jest w zasadzie podobny. Wszyscy chcielibyśmy mieć w systemie najlepsze urządzenia dostępne na rynku, ale tylko bardzo nieliczni pośród nas mogą sobie na to pozwolić. Wystarczy jednakże poświęcić trochę czasu a na pewno uda nam się znaleźć rozsądnie wycenione produkty, które pozwolą naszemu systemowi wznieść się na wyższy poziom. Przykładem może być gramofon Funk Firm Flamenca kosztujący poniżej 1.500 USD, który choć nie należy do topowych rozwiązań sprawi, że z przyjemnością zatańczycie przy ulubionej muzyce.


Dwie nitki są lepsze niż żadna
Gramofon Funk Firm Flamenca dostarczany jest obecnie z zupełnie nowym ramieniem F6, wyposażonym w „łożysko nitkowe” - coś, czego nawet entuzjaści winyla nigdy nie widzieli. Większość ramion zawieszona jest na takim, czy innym łożysku, tymczasem w przypadku F6 rurkę ramienia zawieszono na dwóch polimerowych nitkach, które wyglądają jak cienka wędkarska żyłka. To rozwiązanie sprawia, że patrząc na F6 wydaje się, iż ramię zawieszone jest właściwie w powietrzu, a gdy zaczyna grać wrażenie to jeszcze się potęguje. Mimo, że sam Arthur Khoubesserian z Funk Firm preferuje określenie “pickup arm”  zamiast  tonearm (jedno i drugie oznacza ramię gramofonowe, ale tonearm zawiera w sobie słowo „tone” czyli ton/brzmienie; przyp. autora) jako że według niego jego ramiona nie mają konkretnego brzmienia, to jednak słychać, że F6 jest inne niż wszystkie inne ramiona. Słuchając F6 zamontowanego w Flamence ma się wrażenie jakby to ramię nie miało żadnej masy, było zupełnie nieważkie, muzyka wydaje się bowiem mieć w sobie ogromną ilość powietrza i pewną dawkę niespotykanej eteryczności, ulotnej gracji.


Ponieważ w czasie tego testu miałem do swojej dyspozycji także Funk Firm FXR-II, łatwo mogłem dokonać porównania między tymi dwoma ramionami. Mówiąc szczerze bardziej podobało mi się brzmienie F6 mimo że FXR-II kosztuje przecież dużo więcej, bo 2400$. Nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że „nitkowe łożysko” F6 jest rozwiązaniem lepszym, ale bez dwóch zdań stwierdzić mogę, że jego brzmienie bardziej mi przypadło do gustu.


O ile brzmienie F6 bardzo mi się podobało, o tyle jego ustawienie było dużym wyzwaniem. Ramię zawieszone na nitkach to bardzo delikatna i zdradliwa bestia. Ponieważ całe ramię zawieszone jest na dwóch nitkach zastosowanie używanego w większości gramofonów z tej półki cenowej magnetycznego antyskatingu było wykluczone. Zamiast więc stosować antyskating oparty o ciężarki, czy magnesy, tu wykorzystano inne rozwiązanie, w którym antyskating jest regulowany za pomocą odpowiedniego napięcia nitek, na których ramię jest zawieszone. Na wierzchu obudowy, w której zawieszone są nitki podtrzymujące ramię, umieszczono pokrętło regulacji antyskatingu. Regulacja jest bardzo wrażliwa, należy więc używać jej z dużym wyczuciem. To właśnie jedna z dużych trudności w ustawianiu ramienia. Łatwo byłoby przekręcić gałkę regulacji w jedną czy drugą stronę nieco za mocno i doprowadzić do zerwania nitki.


Kolejną kwestia to fakt, iż zmiana antyskatingu wiąże się tu ze zmianą VTA. Nawet jeśli zmiana antyskating powoduje jedynie bardzo niewielką zmianę wysokości ramienia, to zmiana pozostaje faktem i po ustawieniu antyskatingu należy skorygować VTA, co z kolei może zmienić antyskating! Cały proces jest więc naprawdę żmudny i doprowadzenie do optymalnych ustawień obydwu parametrów trwało w moim przypadku wiele godzin. Proszę mnie dobrze zrozumieć – owa żmudna praca zdecydowanie się opłaciła pozwalając mi uzyskać świetny dźwięk, ale na pewno nie jest to gramofon dla osób, które oczekują, że wyjmą je z pudełka, ustawią na półce i po minimalnej ilości regulacji rozpoczną granie (przynajmniej jeśli kupicie Państwo Flamencę z ramieniem F6).


Plinta i talerz Flamenci nie będą zaskoczeniem dla osób, które miały już do czynienia z brytyjskimi gramofonami. Talerz wykonano z solidnego szkła, natomiast plinta ma niewielka masę. Talerz napędzany jest za pomocą silnika prądu stałego sterowanego servem, przyciski pozwalają wybrać 33 lub 45 obrotów a dwie niewielkie śrubki dają możliwość precyzyjnej regulacji obrotów w razie konieczności. Silnik nie jest co prawda idealnie bezgłośny – słychać delikatne tykanie, ale jest ono niesłyszalne gdy zaczniemy słuchać muzyki.


Przejdźmy więc do kolejnego trudnego elementu w procesie ustawiania tego gramofonu. Otóż jego producent zrezygnował z napędzania talerza klasycznym gumowym paskiem na rzecz nici, tak faktycznie nici, podwójnej założonej bezpośrednio na talerz i rolkę napędową silnika. Jak się okazuje założenie jej na talerz jest prawdziwym wyzwaniem. Wyzwaniem tak dużym, że w czasie tegorocznej wystawy Audio Show w Brighton Funk Firm zaoferowała nagrodę dla osoby, której uda się tego dokonać. Mi, choć może miałem szczęście, udało się to już po kilku próbach, ale wszyscy chętni na ten gramofon muszą wziąć pod uwagę, że nie będzie to tak proste, jak zwykle jest przy gumowych paskach. Powiem więcej – dla niejednej osoby zakładanie pasma może być nad wyraz frustrujące. Jakie więc są zalety tego rozwiązania? Ano teoretycznie nić z upływem czasu użytkowania powinna się rozciągać w mniejszym stopniu niż gumowy pasek, a to daje praktyczny efekt w postaci większej stabilności obrotów talerza. Może więc warto pomęczyć się na początku by gramofon brzmiał lepiej i to przez dłuższy czas.


Brzmienie dwóch nitek
W czasie testu gramofonu Flamenca wykorzystałem wkładkę typu MM, Ortofon 2M Black, wzmacniacz zintegrowany Rogers High Fidelity EHF 200 Mk2, kolumny podłogowe Endeavor E3, oraz okablowanie Wireworld. Moją najnowsza muzyczną obsesją jest współczesny kompozytor muzyki klasycznej Ludovico Einaudi. Piękno jego In a Time Lapse „prześladuje” mnie ostatnio bezustannie. W utworze “Experience” do fortepianu Ludovico dołączają skrzypce, wiolonczele, oraz grająca w tle harfa, a wszystkie instrumenty razem budują niezwykłą scenę muzyczną. Nawet jeśli szum przesuwu igły w rowku był nieco głośniejszy niż w przypadku innych gramofonów, których słuchałem ostatnio to jednak przestawałem na niego zwracać uwagę gdy tylko pojawiały się te niezwykle eteryczne instrumenty. Flamenca tworzy niezwykle przekonujące trójwymiarowe obrazy instrumentów, zdecydowanie lepsze niż można oczekiwać od gramofonu kosztującego zaledwie 1495$.


Głębia, namacalność harfy były po prostu nadzwyczajne. Wiele gramofonów z tej półki cenowej pokazuje płaskie, dwuwymiarowe obrazy. Jednakże Flamenca rozciągała te obrazy w trzeci wymiar, pokazywała także znacznie głębszą, bardziej trójwymiarową scenę. Bez wątpienia ogromna w tym zasługa ramienia F6, które pozwalało wkładce 2M Black w pełni rozwinąć skrzydła. Choć dźwięk w całym paśmie mógł się podobać to jednak to przede wszystkim wysokie tony wypadały wyjątkowo dobrze zwłaszcza na fenomenalnym Overgrown Jamesa Blake'a. Dzięki Flamence wyjątkowy mix muzyki elektronicznej i wielooktawowego głosu Blake’a brzmiał niezwykle żywo i naturalnie, szczególnie w kawałku “Retrograde”, w którym wokalista operuje pełną skalą swojego głosu, a towarzyszy mu jedynie fortepian. Flamenca wydawała się także nieco łagodzić zbyt agresywne sybilanty pojawiające się w najwyższej oktawie wokalu Blake'a.


Sesja z Valerie June z jej debiutanckiego pół-country, pół-soulowego debiutanckiego albumu Pushin’ Against a Stone przyprawiła mnie o gęsią skórkę. Jej głos na “Somebody to Love” brzmiał zdecydowanie bardziej podobnie do tego, co zapamiętałem z jej koncertu, niż to zwykle się dzieje, gdy z płyty słucham znanego sobie głosu. Oczywiście to nie były takie same wrażenia, jak w czasie koncertu, ale były na tyle zbliżone, że gdy zamykałem oczy natychmiast stawał mi przed nimi ów pamiętny koncert. Kolejny raz stwierdziłem, że to po prostu zaskakująco dobry gramofon!


Jak już wspomniałem średnica i góra pasma były naprawdę bardzo dobre w wydaniu Flamenci, jednakże niskie tony, choćby w przypadku dość wyrafinowanej linii basu na eksperymentalnym, ambientowym albumie Isam Amon Tobin’a, niewiele, ale jednak odstawały poziomem od reszty pasma. Nie jestem pewny, czy miało to coś wspólnego ze specyficznym zawieszeniem ramienia F6, ale faktem jest, że Flamenca miała problemy ze śledzeniem dość nieregularnego basu skaczącego w utworze “Journeyman,” z lewej strony na prawą, z tyłu do przodu, a nawet z góry na dół. To wyjątkowa tortura nawet dla znacznie droższych gramofonów, więc trudno mieć niedrogiej Flamence za złe, że ona nie poradziła sobie najlepiej. Niemniej jeśli jesteście akurat fanami muzyki elektronicznej z bardzo niskim, zmieniającym fazę basem, a do wydania macie 1500$ to chyba lepiej będzie, jeśli wydacie tą kwotę na dobrego DACa. Podkreślę jeszcze raz – dobre reprodukcja basu jest sporym wyzwaniem dla każdego ramienia i w tym zakresie F6 nie radziło sobie aż tak dobrze jak FXR-II.


Niewielka ospałość basu dało się także zauważyć w czasie odsłuchu mojej ulubionej symfonii (czy właściwie baletu) Strawińskiego Święto wiosny. Dysonansowe smyczki, waltornie, czy uderzenie gongu brzmiały soczyście, dźwięcznie, bez żadnych rozjaśnień, ale wejście potężnych kotłów wprowadziło nieco bałaganu, nie brzmiało tak czysto jak tego oczekiwałem.


Podsumowanie
Flamenca wyposażona w ramię F6 stanowi spore wyzwanie, gdy przychodzi do poprawnego ustawienia tego zestawu. Gdy jednak już się to uda odwdzięcza się świetną górą pasma i średnicą, oraz zaskakująco obszerną i precyzyjną sceną. Mimo, iż szum przesuwu igły w rowku jest nieco wyższy niż w przypadku wielu konkurentów, to jednak nie słychać niemal żadnych problemów powodowanych przez rezonanse. Trzeba też przyznać, że jak na swoją umiarkowaną cenę, Flamenca prezentuje się nad wyraz dobrze i na pewno nie trzeba będzie się jej wstydzić, gdy stanie na honorowym miejscu. Zawsze możemy marzyć o gramofonach z najwyższej półki, ale w prawdziwym świecie większość z nas ma ograniczony budżet a w ramach tego budżetu Funk Firm Flamenca jest znakomitym wyborem, który da naszemu systemowi przysłowiowego „kopa”.
 
SPECYFIKACJA I CENA
Silnik: 33/45rpm kontrolowany przez servo silnik prądu stałego
Wow & flutter: mniej niż 0.15%
Wymiary: 16** x 12.5** x 4.5**
Waga: ok 6,5 kg
Cena: $900; $1495 z ramieniem F6
 
PRO AUDIO LTD (Dystrybutor U.S.A.)
111 N South Drive
Tower Lakes, IL 60051
proaudio@comcast.net
 
FUNK FIRM
44 (0) 1273 585042
thefunkfirm.co.uk


Link do oryginalnej recenzji.

 

 

 
© 2008-2011 www.mojeaudio.pl
Designed by REMI_COM (Remigiusz Gąsiorowski)

Moje Audio - ul. Sudecka 152, 53-129 Wrocław