Gradient Revolution MK IV w teście Soundrebels! |
Jeszcze do niedawna wydawało mi się, że wszyscy zdają sobie sprawę, iż ostatni element toru audio, czyli zespoły głośnikowe są jego bardzo ważną, żeby nie powiedzieć najważniejszą, determinującą specyfikę dźwięku składową. Powiem więcej, sądziłem, że to jest elementarz, ale śledząc różne forta internetowe nagle okazało się, że owa fundamentalna rola przypaść może kosztującemu kilka razy więcej od posiadanych kolumn kabelkowi. Nie będę zagłębiał się o jaki drut chodzi i jak to jest możliwe, gdyż nie o obalaniu pewnych prawideł dzisiaj mowa.
Główną przyczyną zagajenia o nowej prawdzie objawionej w interesującym nas obszarze jest wprowadzenie Was w to, z czym dzisiaj będziemy się mierzyć. Chodzi mianowicie o kolumny, które w zależności od swojej konstrukcji (OB, OZ, BR, Horn itp.) z rozdzielnika stawiają nam pewne nieuniknione, a co za tym idzie zmuszające do zaakceptowania cechy. Oczywiście, gdy dla jednych są one nie do pogodzenia z życiową karmą, dla innego ich brak jest powodem do bezwarunkowego skreślenia danej konstrukcji z listy odsłuchowej. A o co właściwie chodzi? Z punktu widzenia systemu nic nadzwyczajnego, bo będące tematem wstępniaka kolumny. Jednak sprawa zaczyna robić się ciekawsza, gdy zdradzę, że bohaterem naszego kilkunastominutowego spotkania są konstrukcje Revolution MK IV fińskiej marki Gradient dystrybuowanej przez wrocławskie Moje Audio.
Gradient Revolution są potocznie zwanymi odgrodami, czyli opisując je bardzo infantylnie można by powiedzieć, że głośniki przymocowano do kawałka deski. I wiecie co? Takie postawienie sprawy niewiele mija się z prawdą, jednak należy dodać, że taką budowę ma zarówno będący wariacją trójkąta z mocno utemperowanymi narożnikami moduł basowy, jak i nastawiany na niego uzupełniający pasmo przenoszenia ścięty ostrosłup o trójkątnej podstawie uzbrojony w przetwornik koaksjalny, czyli dający punktowe źródło dźwięku kopułką w centrum średniotonowca. Skąd to znamy? Jak to skąd? Oczywiście z posiadanych niegdyś przeze mnie Brav’o Consequence. Ale ad rem. Prezentowane dzisiaj kolumny to nic innego jak umiejscowione na desce pomiędzy górnym a dolnym blatem ze sklejki ubrane w czarną elastyczną maskownicę dwa 30-to centymetrowe głośniki niskotonowe. W podstawie kolumn znajdziemy miejsce dla wkręcanych, dostarczonych w komplecie trzech stopek, w górnym blacie tego modułu zaś trójpinowe gniazdo umożliwiające połączenie ich ze wspomnianymi szeroko-pasmowcami. Kończąc akapit wizualizacyjny nie można zapomnieć jeszcze o ważnym dla egzystencji opisywanych produktów terminalach przyłączeniowych, które w lekko utrudniający życie sposób zaaplikowano w wydrążonej w podstawie niezbyt głębokiej i o niezbyt dużej średnicy niecce. Przyznam, nie jest to nadzwyczaj łatwe, gdyż kolumny podczas podłączania należy położyć, ale bez pomocy serwisanta można sobie z tym poradzić, a sam pomysł – oczywiście pomijając proces instalacyjny – pozwala schować często szpetne terminale przed oczami naszych drugich połówek. Tak więc, nie ma tego złego, co by nadobne nie wyszło.
czytaj cały: TEKST
źródło: soundrebels.com
|