Start arrow Aktualności arrow Lumin U1 transport plików w teście magazynu Soundrebels!
Lumin U1 transport plików w teście magazynu Soundrebels!
W dobie totalnej integracji i dążenia do jak największej uniwersalności rozwiązań święcących nieustające triumfy zarówno w segmencie czysto budżetowym, jak i nawet aspirującym do poważnego Hi-Fi audio, nisza High-End niewzruszenie rządzi się swoimi prawami. Zamiast oferować oszałamiający wachlarz funkcji, z których tak naprawdę korzystać będziemy jedynie z dwóch, czy trzech, stawia na możliwie wąską specjalizację.


Tutaj nie ma miejsca zarówno na kompromisy, jak i dublowanie poszczególnych etapów obróbki sygnału, czyli tak naprawdę marnowanie własnych pieniędzy. Jeśli bowiem mamy już dobry, a przynajmniej w chwili obecnej satysfakcjonujący nas przetwornik to kuriozalnym wydawałby się fakt zakupu źródła z kolejnym DACiem na pokładzie. Dotyczy to z resztą i reszty toru, gdyż przecież nikt przy zdrowych zmysłach mając już na stanie mniej, lub bardziej docelową końcówkę mocy nie będzie szukał do niej wzmacniacza zintegrowanego z wyjściami pre-out, tylko rasowego przedwzmacniacza liniowego, bądź w wersji minimalistycznej źródła z regulowanym stopniem wyjściowym. Mając na uwadze powyższe dogmaty Lumin, po serii wyposażonych w wyjścia analogowe streamerów i dedykowanym osobom poszukującym plikowego all’in’one w postaci wszystkomającej M1-ki, postanowił zatem odpowiednio dopieścić audiofilską a zarazem najbardziej wymagającą audiofilską mniejszość i wprowadził na rynek dedykowany jej transport plików o symbolu U1.



Nie ma co owijać w bawełnę i dorabiać już na wstępie niepotrzebnej ideologii i mistycznej otoczki, bowiem U1-ka to tak naprawdę nic innego, jak pozbawiony przetwornika i analogowego stopnia wyjściowego flagowy S1. No dobrze, z tym przetwornikiem nieco przesadziłem, gdyż dostarczane do U1-ki sygnały można praktycznie dowolnie up i down-samplować z / do DSD128 i 384kHz PCM i dopiero w tak przetworzonej formie wysyłać do zewnętrznego przetwornika. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie aby powyższe uszlachetniacze po prostu wyłączyć i sygnał transferować przez Lumina w wersji natywnej. Jednak zanim do tego dojdzie warto chwilkę się wstrzymać i przyjrzeć samej bryle urządzenia, która zgodnie z ideą unifikacji jest dokładnie taka sama jak w bliźniaczych A1 i wspominanym dawcy organów wewnętrznych, czyli S1. Podobnie sprawy się mają z modułem zasilacza, gdyż chociaż po ekstrakcji ponadnormatywnych i nieprzewidzianych w tej koncepcji podzespołów wewnątrz korpusu zostało sporo miejsca, to i tak i tak wyalienowanie traf na zewnątrz wydaje się na tym pułapie cenowym oczywistą oczywistością.

Nad wykonaną z jednego bloku aluminium obudową nie powinienem się zbytnio rozpisywać, ponieważ czyniłem to już w … 2013 roku (ależ ten czas leci) przy okazji recenzji pierwszego Lumina, jednak mimo to pozwolę sobie na trochę ochów i achów, gdyż tym razem polski dystrybutor marki – wrocławskie Moje Audio, był tak miły, że wreszcie zamówił anodowaną na czarno wersję, która w porównaniu ze standardową – srebrną prezentuje się o niebo lepiej. W takiej „wieczorowej” odsłonie nie jest już tak surowa i antyseptyczna a ewidentnie łapie za oko niewymuszoną elegancją, co dodatkowo podkreśla delikatna krągłość frontu, w którego łuk idealnie wkomponowano schowany w niewielkim wykuszu niebiesko-zielony wyświetlacz. Ściana tylna, jak to w Luminach bywa, jest cofnięta o ładnych parę centymetrów w stosunku do górnej krawędzi obudowy, lecz o ile może niezbyt  pozytywnie wpływa to na ergonomię podłączania, to z pewnością poprawia efekty wizualne ukrywając nie zawsze piękną konfekcję i plątaninę kabli przed oczyma ciekawskich. W tym momencie wartym podkreślenia jest fakt iż wspomniany „okap” nie komplikuje, czy też wręcz uniemożliwia podłączenie porządnego przewodu zasilającego, jak ma to miejsce w plikograjach Linna, gdyż ten wpinamy przecież w plecy zewnętrznego zasilacza, który daszku jest pozbawiony. Można? Można, tylko trzeba chcieć i/lub chwilkę pomyśleć. Najwyraźniej w Azji proces ten przebiega zdecydowanie sprawniej niż w laboratoriach R&D w Glasgow. Mniejsza jednak z tym, odłóżmy złośliwości na bok. Wyposażony w dwa niewielkie toroidy i baterię kondensatorów zasilacz może pochwalić się otoczonym błękitną aureolką włącznikiem głównym na aluminiowym froncie i zintegrowanym z bezpiecznikiem gniazdem zasilającym IEC uzupełnionym o zacisk uziemienia i wielopinowy terminal wyprowadzający niskie napięcia do jednostki centralnej na ścianie tylnej.

czytaj cały: TEKST
źródło: soundrebels.com

 

 

 
© 2008-2011 www.mojeaudio.pl
Designed by REMI_COM (Remigiusz Gąsiorowski)

Moje Audio - ul. Sudecka 152, 53-129 Wrocław